Jest tak wiele opowieści i historii o tym, skąd wzięły się scramblery jak przepisów na bigos. Niby wszystkie podobne a jednak co kucharz, to trochę inaczej. Do mnie chyba najbardziej trafia wersja, że takie motocykle powstały z potrzeby ale dla przyjemności. Po to, by ścigać się na trasach, które przestały być tylko asfaltowe. Szosowe motocykle więc dostawały terenowe opony i miały przerabiane zawieszenia.
Jak sobie wytłumaczysz, tak masz. Więc dla mnie tak ta bajka wygląda. Bajeczne są te wizje o uniwersalności sprzętu, którym można zamienić każdy wyjazd po bułki w ściganie się po odcinkach szutrowych.

Jeśli przyjmiemy takie założenie, że scrambler jest zmodyfikowanym motocyklem szosowym, to Zontes G1 pasuje do tego rysopisu. Poszukiwany został odnaleziony, temat zamknięty. Dobra, za łatwo by było.
Tabelki zawierające dane o motocyklu są na stronie importera i wraz z marketingowym opisem tworzą obraz maszyny uniwersalnej, gotowej do przygody w stylu wyjętym rodem z brytyjskich lat 60-tych.
Rozbieżność jest w kwestii prześwitu. Importer podaje 160mm, a według moich pomiarów i chińskiej strony producenta ma on 204mm, co jest całkiem solidnym wynikiem. Niestety nigdzie producent nie chwali się skokiem zawieszenia. Przykładając na chłopski rozum miarę do przedniego zawiasu, wyszło mi 120mm. Słabo jak na aspirującego adepta sztuki szutrem sypania spod opon, a te akurat są całkiem dobre. Przetestowałem je chwilę po zakupie, w lasach Pojezierza Szczecineckiego. Chociaż pełno w Internecie komentarzy typu „wywal/zmień te chińskie opony”, to ja mam inne zdanie. Dały radę i dają nadal całkiem dobrze. Nie jest to opona i motocykl do jazdy po żółtych, sypkich piachach czy klejącym błocie i tam sobie nie poradzą za bardzo. Każdy inny teren przejechałem. Asfalt, szutry, kamienne drogi, nierówne, pełne korzeni, nieutwardzone trasy w lasach, to wszystko przejechane z czuciem motocykla, co z nim się dzieje.

W kwestii zawieszenia Zontesa G1, to dla mnie jest on dość twardo, asfaltowo zestrojony i jazda po nierównych, gruntowych drogach jest pewnym wyzwaniem, które ja podejmuję, bo lubię. Jadąc na siedząco przez takie drogi czuje się całym sobą chyba każdą nierówność. Mimo tego ani razu nie dał mi wrażenia, że jest to niebezpieczne. Przejechałem trochę różnych odcinków w terenie. Pamiętając, że to nie jest offroadowy sprzęt.


Fajnie wyglądający sprzęt, który jest dobrze wyposażony. Gmole, crash pady, handbary, dualowe opony na bezdętkowych, szprychowanych felgach mówią wręcz: „Jedźmy tam gdzie oczy poniosą.” Na szczęście rozum wygrał kilka razy z oczami i nie wpakowałem się w trasy dla typowych terenowców. Tam gdzie uznałem, że dojadę, to dojechałem. Mogłem posiedzieć i popatrzeć na krajobraz Sudetów czy też nad brzegiem jeziora w lesie.
Czy zatem jest to Scrambler?
Yyyy… tak i nie. Tak, bo go tak nazwali. Tak, bo tak go czasami traktuję. Tak, ponieważ tak wygląda. Tak, bo… tak i już. Nie, bo nie ma zawieszenia wystarczająco offroadowego… Nie, bo nie i już.
Na rynku jest sporo motocykli sprzedawanych jako scramblery i mają chyba podobne cechy. Mały skok zawieszenia, jeszcze mniejszy prześwit i odsłonięty silnik. Prężą się sylwetką, stylistyką i marketingiem. Ducati Scrambler – producent nawet nie podaje skoku zawieszenia i prześwitu. Triumph Scrambler 900 ma 120mm skoku. Klasycznie wyglądający Royal Enfield Bear ma 184mm prześwitu i skok 130mm przód i 115mm tył. Pewnie dojadą w te same miejsca co Zontes G1 jeśli chodzi o stan dróg.
Czytając trochę artykułów, oglądając trochę testów mam wrażenie, że teraz oczekiwania co do Scramblera są takie, że będzie to motocykl o parametrach Yamahy Tenery ale wyglądający inaczej. Takim „szaleńcem” jest Triumph Scrambler 1200 XE, jeśli ktoś potrzebuje. Jest też lekki (150kg na sucho) Fantic Caballero 500 Rally ze skokami 200mm – swoją drogą piękny jest i chciałbym go zobaczyć na żywo.
Wracając do „Gieta”, bo tak zwę swojego Zontesa G1, dla mnie jest on doskonałym sprzętem, by poczuć ducha Scramblera. Mimo 125ccm i niemalże 15 koni mechanicznych, dwoma takimi w zeszłym roku zrobiłem około 9000km i zjeździłem różne drogi. Polubiłem tą ideę motocykla, a jeżeli taka wizja podoba się i Tobie, to polecam choćby przymierzyć się do Zontesa G1 lub GK.

Miałem okazję jeszcze pojeździć tym w zeszłym roku. Rieju Tango Scrambler. To już zupełnie inna maszyna ale za krótko go miałem by więcej coś powiedzieć. Chyba trzeba się do Rieju uśmiechnąć. 😉